Świadectwo powołania

Zakonnicy piszą...

PMSzczęść Boże! Nazywam się Piotr Mosak i pochodzę z Wołomina. Jest to czterdziestotysięczne miasto położone 20 km od Warszawy. Jestem alumnem w Zgromadzeniu Księży Orionistów i studentem IV roku w Wyższym Seminarium Duchownym w Ołtarzewie k. Warszawy. Jak to się stało, że jestem zakonnikiem wspólnoty Oriońskiej? Jakie drogi zaprowadziły mnie i dalej prowadzą w seminarium ? Odpowiedź jest tylko jedna. To Boża Opatrzność.
Wszystko zaczęło się od liturgicznej służby ołtarza w parafii św. Józefa Robotnika w Wołominie. W drugiej klasie szkoły podstawowej pragnąłem zostać ministrantem. Rodzice tłumaczyli, że to za wcześnie, że ministrant ma wiele obowiązków, że jeszcze mam czas. Ale na mój upór nie było rady. A może inaczej. To był pierwszy znak Chrystusa. Ranne msze św., dyżury, zbiórki ministranckie, wyjazdy na Lednicę stały się bardzo ważną częścią mojego życia. Poznawałem Boga przez służbę przy ołtarzu. Zawsze czułem, że to wyjątkowe miejsce, w którym dokonują się cuda naszej wiary. Biały opłatek w dłoniach kapłana to cudowny obraz, który widziałem wiele razy, kiedy zamykałem oczy. Czasami nieśmiało wyobrażałem sobie, że może kiedyś ja? I przyszedł taki dzień, kiedy Bóg powiedział: czekam i liczę na ciebie. To był wrześniowy dzień 2009 roku. Po odebraniu świadectwa dojrzałości wiedziałem gdzie złożę oryginał. Rodzice tłumaczyli, że za wcześnie podejmuję taką decyzję. Że powinienem podjąć studia, poznać życie. A ja swoje kroki skierowałem do ks. Prowincjała. Odbyłem długą i rzeczowa rozmowę. Napisałem podanie, prosząc o przyjęcie do zakonu Orionistów. Nie wyobrażałem sobie innego zgromadzenia. Pierwszym etapem był nowicjat w Brańszczyku. Czas był bardzo trudny. Tęsknota za ciepłym domem rodzinnym, nowe obowiązki, brak doświadczenia, trudne warunki bytowe, to tylko niektóre trudności. Ja trwałem dalej. Czułem, że to znowu pomoc i opieka Chrystusa. Pierwsze śluby, pierwszy raz założona sutanna i znowu Jego obecność dodała mi siły i pewności. Dwa lata seminarium, dwa lata nauki o moim Bogu i z moim Bogiem. Trochę inne wyobrażenie o wspólnocie, praca wśród głuchoniemych, praca na turnusie osób niepełnosprawnych. I tu znowu był obecny Bóg. Ileż radości wnieśli głuchoniemi w moje życie, kiedy byliśmy w Zakopanem, albo pan Henryk w Brańszczyku. Potem dwa lata asystentury w Ośrodku Wychowawczym w Aninie, za które dziękuję Bogu. To była prawdziwa lekcja życia. Trudne sprawy podopiecznych wymagały często nadludzkiej siły, cierpliwości, wyrozumienia i odpowiedzialności. Kiedy patrzyłem na tych zbuntowanych młodych ludzi próbowałem im pomóc. Wiele przegadanych godzin. I kiedy wydawało się, że coś do nich dotarło, coś zrozumieli, znowu policja, zakazy, nakazy. Nieraz klękałem w kaplicy i prosiłem Boga o pomoc. Wiem, że w tej pracy ludzie bez modlitwy nie daliby rady. Praca w ośrodku dawała mi wiele satysfakcji. Ale było i wiele porażek. Zrozumiałem, że w każdym zbuntowanym młodym człowieku jest słaby, wrażliwy chłopak, któremu trzeba pokazać Boga czyli Dobro w życiu, a on musi odpowiedzieć na wezwanie: tak, moim pragnieniem jest poznanie Chrystusa i życie w Chrystusie.
Po skończeniu seminarium pragnąłbym pracować z młodzieżą trudną i pomagać im poznawać Naszego Pana. Przekonać, że w życiu każdego człowieka, również księdza, najważniejsza jest modlitwa, zawierzenie swojego życia Bogu i całkowite Mu zaufanie. Ludzkie słabości wynikają z odrzucenia wiary. Chcę świadczyć, że tylko w Chrystusie można wszystko odnowić, odnaleźć sens i radość życia.
Chcę powiedzieć, że Opatrzność Boża zaprowadziła mnie na IV rok studiów w seminarium. Idąc drogą powołania jestem szczęśliwy. Kiedy przychodzą trudności, zawsze proszę Boga o pomoc. Przyznaję, że czasami jestem niecierpliwy. Dzięki Bogu i ludziom dobrej woli wszystko się rozwiązuje i nie ma już „muru”.

kl. Piotr Mosak FDP