Rocznica aresztowania księdza Franciszka Drzewieckiego FDP i duchowieństwa włocławskiego
W nocy z 7 na 8 listopada 1939 roku został aresztowany, podobnie jak wielu duchownych diecezji włocławskiej, bł. Ks. Franciszek Drzewiecki, orionista, który oddał życie za Boga, Kościół i Ojczyznę. Fragment jego „Notesu” z tego dnia:
(…) Tamtej niezapomnianej nocy z 7 na 8 listopada 1939r. o godzinie trzeciej nad ranem usłyszeliśmy hałas. Obudziłem się, wyjrzałem przez okno mojego pokoju i zobaczyłem zapalone reflektory samochodów. Światło było bardzo ostre. Potem usłyszałem głośną rozmowę. Od razu zrozumiałem, o co chodzi. Niemcy rozmawiali ze stróżem.Zaraz potem zaczęli łomotać do drzwi, ale tak głośno i natarczywie, że wzbudzało to przerażenie. Łomotali kolbami karabinów i świecili latarkami w okna domu. Stało się! Poprosiłem gospodynię kanonika Nowickiego, aby otworzyła im drzwi. Ja w tym czasie wróciłem do pokoju i przy zgaszonym świetle czekałem na dalszy bieg wydarzeń. Usłyszałem, że pytają o księży. Skierowali swe kroki do pokoju ks. Demrycha, potem kanonika Nowickiego, w końcu przyszli do mnie. Zapukali, otworzyłem drzwi. Byłem rozebrany, ponieważ wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłem włożyć sutanny.– Jak się ksiądz nazywa? Franciszek Drzewiecki? Dajemy księdzu 10 minut. Musi się ksiądz przygotować w ciągu tych dziesięciu minut, aby udać się z nami na specjalny kurs. Powinien ksiądz wziąć pieniądze, trochę żywności, ponieważ będziecie na własnym utrzymaniu. Kurs przewidziany jest na pięć lub sześć dni. Czy ma ksiądz coś do powiedzenia?– Ulegam prawu, ale proszę o udzielenie mi więcej czasu, abym się przygotował. W ciągu 10 minut jest to niemożliwe, tym bardziej, że nie mam tutaj bielizny, kuchnia jest zamknięta…Nie pozwolili mi na to. Drżałem cały, ale poszedłem chętnie. Byłem zadowolony z faktu, że mogę trochę pocierpieć dla Jezusa Chrystusa i za święty Kościół. Słyszałem już wcześniej, że wywieziono wielu księży, że wycierpieli oni wiele prześladowań.Wyszli z mojego pokoju na korytarz. Ja w tym czasie zamykałem drzwi na klucz, ponieważ chciałem się przebrać, ale jeden z nich natychmiast zapukał i powiedział: „Nie wolno zamykać, zostaw otwarte!” Widać było, że boi się, abym nie wyskoczył przez okno.Po dziesięciu minutach byliśmy gotowi. Wzięliśmy trochę pieniędzy i trochę chleba. Wsadzili nas do samochodu, i w drogę! Nie widzieliśmy, gdzie nas wiozą. Może na stację, może do więzienia, a może chcą nas rozstrzelać. Mimo wszystko byliśmy dość spokojni i modliliśmy się, powierzając się w szczególny sposób Najświętszej Panience. Po kilku minutach znaleźliśmy się przy ul. Karnkowskiego pod więzieniem. Na korytarzu czekaliśmy na przybycie straży więziennej. Wtedy biedny kanonik Nowicki z płaczem powiedział: „Znaleźliśmy się w ulu”. I rzeczywiście tak było!Widok strażników i sama świadomość, że jesteśmy pod ich władzą, paraliżowały nas. Zaprowadzili nas do celi na drugim piętrze, która okazała się dawną kaplicą więzienną. Kiedy weszliśmy do środka, zobaczyliśmy tam księży, profesorów i kleryków z Włocławka. Było ich ze czterdziestu; uwięzieni kilka godzin przed nami. Leżeli na ziemi, jeden przy drugim, ale nie spali. Przywitaliśmy się, a potem pocieszaliśmy wzajemnie. Niektórzy mieli łzy w oczach. Nie wiem, co o tym sądzić, ale chyba nie były to łzy radości.
Artykuł ze strony Oriońskiego Instytutu Świeckiego na portalu Facebook.
iso.orione.pl